Sama wybieram sobie drogę
Pochodząca z Podkarpacia Iwona Blecharczyk jest bez wątpienia najbardziej popularną kierowczynią ciężarówki i to nie tylko w Polsce. Jej kanał na YouTube „Trucking Girl”, który działa od 2013 roku zdobył już blisko 450.000 subskrybentów, z czego ponad połowa pochodzi z poza Polski. Do tego dochodzi jeszcze jej niezwykła popularność w mediach społecznościowych, którą Iwona wykorzystuje m.in. do promowania bezpieczeństwa na drodze i wspierania akcji charytatywnych i działań na rzecz społeczności kierowców. Jej działalność została doceniona m.in. przez firmę Mattel, która przyznała jej, jako drugiej Polsce, tytuł Barbie Hero. Ponad rok temu Iwona Blecharczyk zasiadła za kierownicą swojego własnego zestawu, którym pracowicie wozi ładunki po całej Europie. Z okazji inauguracji naszego nowego czasopisma Truck & Trailer, postanowiliśmy zadać jej kilka pytań, także tych związanych z przejściem do biznesu realizowanego na własną rękę, czyli tematu który z wiadomych względów bardzo nas interesuje.
Na początek naszej rozmowy proszę dokończyć zdanie: Dziś jest środa i jestem w drodze z….
Dziś jest środa i jestem w drodze z Belgii i wiozę ładunek ADR w postaci różnego rodzaju chemikaliów, który jest przeznaczony dla drukarni w Błoniu pod Warszawą.
Osoby pracujące w transporcie drogowym które cię znają, zapytane o Iwonę Blecharczyk, zawsze
podkreślają; to bardzo pracowita i twardo stąpająca po ziemi osoba. Kiedy ostatnio miałaś okazję
stwierdzić: Nigdzie nie muszę jechać, chcę w pełni nacieszyć się pięknem miejsca w którym teraz jestem?
W zasadzie odkąd jeżdżę własną ciężarówką, zawszę mam możliwość aby po rozładunku tak zrobić, jednak rzadko sobie na to pozwalam, bo wychodzę z założenia że ciężarówka ma jeździć i na siebie zarabiać. Ostatnio zrobiłam sobie wolne chyba dwa miesiące temu i było to na Sycylii, na której byłam pierwszy raz w życiu. Udało mi się dostać ładunek do rafinerii w Katanii i po rozładunku wróciłam na strzeżony i bezpieczny parking na którym wcześniej nocowałam. Udało mi się spędzić tam kilka dni podczas których głównie zwiedzałam okolicę oraz „przejadałam” się przysmakami sycylijskiej kuchni. Kupiłam oczywiście lokalne wino i po załadowaniu ciężarówki sycylijską ceramiką przeprawiłam się na kontynent, gdzie załadowano mi na przyczepę włoski makaron. Cały ten ładunek zawiozłam do Danii. Poprzednią taką przerwę zrobiłam sobie we wrześniu ubiegłego roku. Z okazji urodzin wynajęłam sobie w Salonikach osobówkę i przez weekend pojeździłam po plażach. Po tych sycylijskim „urlopie” stwierdziłam jednak, że takie długie przerwy są nie dla mnie, bo mam wtedy wrażenie że marnuję czas. Wolę jednak dwu-trzydniowe przerwy robione w miejscach które mi się spodobają.
Jak zmieniło się twoje życie z chwila gdy przestałaś pracować w firmie zajmującej się transportem ponadgabarytowym i przesiadłaś się do własnej wymarzonej ciężarówki?
Początki były bardzo trudne i wspominam je jako prawdziwy „hardcore”. Bałam się praktycznie wszystkiego, począwszy od tankowań aż po uiszczanie opłat. Auto było nowe i nigdzie wcześniej nie było. Co prawda korzystam z urządzenia, którym można płacić za przejazdy w różnych krajach, ale nawet w Unii nie wszystkie z nich są nim objęte, więc trzeba się było czasem zaopatrywać w lokalne rozwiązania. Pierwszy miesiąc był więc strasznie ciężki i pełen nerwów. Teraz minęło już dziesięć miesięcy odkąd jeżdżę na własny rachunek i z każdym miesiącem jest coraz lepiej. Nie jestem już tak zestresowana, ale z drugiej strony mam zdecydowanie więcej na głowie. Muszę też więcej rozmawiać i spotykać się z ludźmi, co dla mnie jako samotniczki nie jest łatwe. Gdy pracowałam na gabarytach to moje kontakty ograniczałam do kolegów z teamu. Teraz ze względu na częste zmiany przepisów muszę ciągle konsultować się z prawnikami, księgowymi. Z drugiej zaś strony mogę nacieszyć się wolnością. To pozwala mi decydować kiedy i dokąd wyjeżdżam i co wiozę. Nie oznacza to wcale że teraz mniej pracuję, bo tak naprawdę pracuję jeszcze więcej. Teraz mnie to cieszy i daje ogromną satysfakcje, ale dobrze pamiętam ile stresu i niepewności kosztowało mnie podjęcie decyzji o zamówieniu własnego auta.
Zawsze podkreślałaś że prowadzenie ciężarówki daje wolność. Czy w czasach ostrej konkurencji na rynku przewozowym, gdy jest się nie tylko kierowca ale i przewoźnikiem pozostało jeszcze coś z tej wolności?
Teraz dopiero gdy jestem „na swoim” to widzę te wolność. Owszem, jest o wiele trudniej i muszę więcej myśleć o finansach, ale mam przeogromne szczęście współpracować z człowiekiem, który ma taką sama pasję do logistyki jak ja mam do „trakerki”. Nie jest łatwo, jednak ostatnio zrobiło się jeszcze trudniej, bo ceny paliwa ciągle rosną a stawki za fracht jakoś za nimi nie. Mam jednak szczęście i na koniec miesiąca zawsze mi się jakoś zamyka. Przez te jedenaście lat napatrzyłam się jak funkcjonują firmy przewozowe i wiem dobrze w jakiej są teraz sytuacji. Ja mam to szczęście, że transport nie jest moim jedynym źródłem dochodu. Gdyby nie daj Boże moja działalność związana z transportem przestała się opłacać, to zawszę mogę wrócić do pracy jako kierowca. Jestem także influencerką, co daje mi pewien luz finansowy w tych ciężkich czasach i mogę cieszyć się wolnością. Zawsze jednak zaprzątam sobie głowę tym, czy mam wszystkie wymagane dokumenty. Ostatnio miałam kontrolę wioząc ADR i zdawałam sobie sprawę że mam wszystko o czym wiedziałam, ale prawo w transporcie zmienia się tak często, że mogłam o jakichś nowych wymogach się nie dowiedzieć. Co prawda współpracuję a Agencją Bezpieczeństwa Transportu z Rzeszowa, która dba o to żebym na bieżąco o wszystkim była informowana, ale to zawsze jest stres. Na szczęście kontrola przeszła bez problemu, choć potem śniło mi się, że w dostałam jednak mandat. Jak więc widać te zmartwienia nachodzą człowieka nawet w snach…